Na obrazku: „Jaśnie wielmożna Polska” trzyma kopytkiem kartkę z napisem „Granice z 1772 roku”, tuląc się do monstrum z napisem „Francja” na plecach.
Na dole podpis: „Świnia, tresowana w Paryżu”.
Nie brak napisu „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”.
Skoro była mowa o obelgach…
Dziadek opowiadał, że przed Bitwą Warszawską jego pułk stacjonował nad rzeką Dźwiną.
Że przekrzykiwali się z żołnierzami bolszewickiej armii.
Po polsku, po białorusku, po rosyjsku…
Z tamtej strony rzeki krzyczeli:
– Ej, wy! Duraki! Jełopy! Za kogo wy walczycie! Za polskich panów walczycie!
„Jaśnie wielmożna Polska.
Ostatnia suka ententy.
Polskie pany chcą zdusić robotniczo-chłopską Rosję!
Śmierć jaśnie wielmożnym panom!”
A na to się odpowiadało:
– A wy za kogo walczycie?
Kacapy! Za bolszewików i złodziei walczycie!
Nie mniej gęsto niż kule padały słowa, których cytować nie sposób.
No – chyba że w wykonaniu samego Marszałka:
Krótko mówiąc…
„Zagrzewali się do walki zelżywemi słowy” – jak czytamy w „Pieśni o Rolandzie”.
I nie tylko:
„w bitwie poimano dwóch mnichów Krzyżackich, Markwarda v. Salzbach komtura Brandeburskiego, i Szumberga, którzy podczas układów toczących się między Alexandrem wielkim książęciem Litewskim a mistrzem i zakonem na zjeździe nad rzeką Niemnem, niedaleko Kowna, sprośnemi i zelżywemi słowy znieważali rzeczonego książęcia i jego matkę (…)”
Dziejów Polskich Ksiąg Dwanaście, Długosz Jan. O Bitwie Grunwaldzkiej
Po co kłótnie? rzemiosło bohatyrów inne,
Mężne starcie się bronią, nie swary dziecinne.
Co powiesz obelg, w setne opatrzona wiosła,
Jeszczeby ich ciężaru nawa nie uniosła.
Język iest bardzo prędki, kłótni wielkie pole:
Ranisz ty kogo słowem, on ciebie ukole.
Będziemyż, iak niewiasty, przedłużać te zwady,
Które w sercu gryzące złości czuiąc iady,
Na ulicach się słowy zelżywemi plamią,
Nie zważaiąc, czy prawdę mówią, czyli kłamią.
Język lata, i podłych słów nie umie szczędzić.
Nie wierz zatém, byś z pola groźbą mógł mię spędzić.
W inney cale ci trzeba doświadczyć mię probie:
Nuż więc! długiemi dzidy walczmy przeciw sobie.„
Wraz ogromnym uderzył w świetny puklerz ciosem,
Ten silnie wstrząśnion, ryknął straszliwym odgłosem (…)
Iliada, Księga XX
Był 1 września. Mój pierwszy dzień w szkole. Rok szkolny rozpoczynał się uroczystym apelem. Brać uczniowska stała w dwuszeregu. Odśpiewaliśmy Hymn, wysłuchaliśmy radiowego wystąpienia ówczesnego ministra edukacji. Każdy pierwszak usłyszał, że w 1939 też miał się zacząć rok szkolny, ale wybuchła wojna i żadnych lekcji nie było. Wszystkie szkoły pozamykano, a uczniowie, narażając się na srogie kary i represje, uczyli się na tajnych kompletach. Bynajmniej – nie wszyscy mieli taką możliwość.
Dyrektor szkoły powiedział, że my powinniśmy o tym pamiętać i nie zbijać bąków, tylko przykładać się do nauki, bo szkoła to nie przykry obowiązek, tylko szansa i przywilej.
A potem była część artystyczna.
Nieodłącznym elementem akademii był wiersz Broniewskiego „Bagnet na broń”.
Wiersz kończy się słowami:
„A gdyby umierać przyszło,
przypomnimy, co rzekł Cambronne,
i powiemy to samo nad Wisłą”.
Pamiętam, że kiedy apel się zakończył i wszyscy szliśmy do klas na spotkanie z wychowawcami, zapytałam którąś nauczycielkę:
„Proszę Pani! A kto to „Kambron” i co takiego powiedział, że mamy pamiętać i powiemy to samo nad Wisłą?”
Odpowiedzi się nie doczekałam.
Wytrwale drążyłam temat. Dziadek nie wiedział. Tata wiedział, ale tylko się roześmiał.
Dziś wystarczyłoby wpisać hasło, wyszukiwarka znalazłaby odpowiedź za jednym kliknięciem. Ale wtedy Internetu nie było… Zaczęłam szukać z dociekliwością detektywa.
Zajęło mi to parę ładnych miesięcy… Dotarłam w szkolnej bibliotece do zbioru wierszy Broniewskiego i zobaczyłam, że pisze się „Cambronne”. A potem wystarczyło zajrzeć do encyklopedii…
No i dowiedziałam się, co znaczy „słowo Cambronne’a”.
„Wówczas przejęty wzruszeniem generał angielski – według jednych był to Colville, według innych Maitland – wstrzymując ostatnią chwilę, która zawisła nad głowami tych ludzi, zawołał: „Poddajcie się, waleczni Francuzi!” Cambronne odpowiedział; „Gówno!” […]
Na słowo Cambronne`a Anglicy odpowiedzieli: „Ognia!”
Wiktor Hugo, „Nędznicy”