Dziadek szedł do stodoły

przynieść drzewa.
I chował za pazuchą
bochen chleba.

Co z nim robił
i gdzie ten chleb
zostawiał…

…nikt nie wiedział…

Nikt zbędnych
pytań
nie zadawał.
Aż wreszcie przyszli Niemcy…

Grozili obozem

Wieś spalili.

Dziadka wywieźli,

do Grosse Rosen.

Nigdy stamtąd nie wrócił.

Jakby się kto pytał.
A teraz…

…ja się dowiaduję

z niemieckich gazet,

z książek Grossa,
z „Idy”,
z „Pokłosia”…
o „polskich obozach”…

i że Polak…

                                            to… antysemita…

Post scriptum

Skąd ta kropla goryczy….

Kiedyś byłam na pewnym spotkaniu.
Było połączone z modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała, prowadził je ś.p. Ks. Rufus Pereira, a ja siedziałam w kabinie tłumaczy.Powiedział, że zawsze – przyjeżdżając do jakiegoś kraju, stara się – chociaż pobieżnie – poznać jego historię, pewnego rodzaju duchowe dziedzictwo.
Dzięki temu może sformułować modlitwę najbardziej odpowiednią dla specyfiki danego miejsca.
Stwierdził, że w historii Polski zadziwił go ogrom krzywdy: rozbiory, zsyłki, krwawo tłumione powstania, wojny, rzeź na Wołyniu, Powstanie Warszawskie, Powstania w Gettach, spalone i spacyfikowane wsie, obozy koncentracyjne, eksterminacja ludności, Katyń, uliczne egzekucje, bombardowania, powojenna opozycja, odbieranie ludziom majątków, aresztowania, represje, tysiące ludzi skazanych na śmierć – za nic…
A potem wypowiedział słowa modlitwy:
„Za wszystkich pogrzebanych w bezimiennych  grobach, którzy zginęli na wojnach, w obozach koncentracyjnych, w egzekucjach ulicznych…”
I musiałam prosić o zastępstwo w kabinie.
Tak mnie to ruszyło, że nie mogłam powstrzymać płaczu.
Gdzie tam płaczu – szlochu!!!
Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa…
Ja od dziecka wiedziałam, że dziadek zginął w obozie. Jeden ze współwięźniów wrócił. Babcia dowiedziała się od niego, że jej męża wieźli na taczkach do krematorium jeszcze żywego. Był slaby, nie miał siły nawet mówić, ale jeszcze żył, otwierał i zamykał oczy…
Zawsze to wiedziałam. Nigdy dziadka nie było – to nie było.
Zginął w obozie – i już.
I dopiero w tym momencie – szarpnął mnie jakiś niepojęty ból, jakiś żal, który gnieździł się gdzieś na dnie serca. Żal, o którym nawet nie wiedziałam.
O to, że ktoś dziadka  tak okropnie skrzywdził… i tych wszystkich ludzi, którzy trafili do  obozów koncentracyjnych.
Nie wiem, kto. I niech mu dobry Bóg wybaczy.
Ale… niech już wreszcie przestaną kłamać, o „polskich obozach”.
I że to my ponosimy winę za holokaust!