Wystawiono w teatrze
spektakl o moim mieście.
Cieszyłam się,
że będzie
co obejrzeć.
Nareszcie.
Poszłam…
I teraz jestem
pełna pesymizmu.
Nie wiem,
czy dłużej wytrzymam
w tej stolicy rasizmu…
Didaskalia
W Białymstoku wystawiony został spektakl „Biała siła czarna pamięć” na motywach powieści o tym samym tytule, autorstwa dziennikarza „Gazety Wyborczej” M. Kąckiego. No cóż… jak podsumował Pan od Kultury: „Jedna z najgorszych polskich scen urodziła nadzwyczaj udane przedstawienie”.
Wyłania się taki oto… obraz świata, w którym dobrze czują się tylko biali katolicy, wszelka odmienność jest zwalczana…
Rzecz jasna, obraz jest poruszający, mocny, nieprawdopodobnie rezonujący z tym, co dzieje się w Białymstoku, w Polsce, na bieżąco, tu i teraz…
Najbliższe pokazy „Białej siły, czarnej pamięci” odbędą się w dniach 6, 7, 8, 27, 28, 29 maja oraz 17, 18, 24 czerwca.
Idźcie. Przekonajcie się na własne oczy. Ot…
„Zapisków oficera Armii Czerwonej”, tak zwanej „ikony” tutejszego teatru, i tak nie przebije.
Jeden z wątków spektaklu przedstawia park rekreacji i zabawy. Ludzie sobie tu chodzą, za rączki się trzymają, spacerują z dziećmi, z pieskami – a pod spodem… „setki, tysiące macew, resztki ciał owiniętych w całuny”.
Cmentarz przysypano gruzami i ziemią, posadzono drzewa.
Owszem. Tylko kto to zrobił?
Mieszkańcy Białegostoku, których na świecie nie było, kiedy władza ludowa zagospodarowała po swojemu teren dawnego cmentarza rabinickiego?
Zresztą, nawet Kącki pisał w swojej książce, że „nikt z miejscowych nie chciał się tego podjąć. Przyjechał ktoś z Warszawy”.
Pamięć o przedwojennym Białymstoku i jego mieszkańcach trzeba przywracać. Ale nie w taki sposób. Odżegnując od czci i wiary i oskarżając współczesnych Białostoczan o rasizm, antysemityzm i wszystkie inne możliwe „-izmy”.
Szczególnie inspirująca jest ostatnia scena. Oto nagle pojawia się pod sufitem jarząca się swastyka, która stopniowo zniża się, prawie przygniata aktorów, a jednocześnie wentylatory „przewietrzają” duszną atmosferę.
Jest jeszcze jedno rozwiązanie: oto wspólnym wysiłkiem, wytężając wszystkie siły, będziemy pchać nasze miasto, aż w końcu zepchniemy je w jakieś inne miejsce, gdzie wszystko jest zwyczajne, gdzie park jest tylko parkiem i niczym więcej, gdzie żyje się normalnie.
Aktorzy przykucają i ze sceny pada ostatnie słowo:
„Pcha-my…. pcha-my…. pcha-my…”.
A i owszem:
Pcha-my…. pcha-my….
Żeby oddać sprawiedliwość: scenografia była znakomita. Oszczędna, minimalistyczna. Utrzymana w czarno-białej kolorystyce. Pośrodku biały cokół, kilka krzeseł pokrytych czarną tkaniną, jakby okręconą czymś w rodzaju białego sznura. Widownia wokół sceny (właściwie – otaczająca czarną przestrzeń sceny z trzech stron).