Uczyłam się na pamięć inwokacji z „Pana Tadeusza”.
I zdziwiłam się na głos:
– Mickiewicz się urodził w Nowogródku, na Białorusi. I pisze po polsku: „Litwo, Ojczyzna moja„… To jak to w końcu jest?
Babcia Marianna uśmiechnęła się:
– Zwyczajnie, dziecko. Tu w naszych stronach zawsze tak było: Polacy, Litwini, Żydzi, Białorusini, Rosjanie, Tatarzy, Ukraińcy… Razem się żyło. Jeden szedł do kościoła, drugi do cerkwi, trzeci do bożnicy – jeden po polsku w domu mówił, drugi po rusku.
Babcia chodziła do szkoły jeszcze za cara. Polskiego uczyła się potajemnie. Godzinami recytowała z pamięci ballady Mickiewicza, bajki Krasickiego, treny Kochanowskiego… Miała nie tylko szkolną wiedzę, ale i wielką, życiową mądrość.
Kiedyś, przy sianokosach, na łące pod Zawadami, tuż nad rzeką, babcia powiedziała:
– A wiesz… tu była kiedyś Litwa.
– Gdzie?
– Tu gdzie jesteśmy. Nasza łąka była na Litwie, a po tamtej stronie rzeki to już nie. Tam się Księstwo Mazowieckie zaczynało. Granica była na rzece…
Babcia grabiła siano, jakby nigdy nic.
A ja stanęłam jak wryta… bo dotarło do mnie, że jak Mickiewicz pisał „Litwo, Ojczyzno moja…”, to było… o naszej łące nad rzeką, na której bociany urządzają czasem swój sejm, przed odlotem do ciepłych krajów…
I nagle się okazało, że te „łąki zielone”, „bursztynowy świerzop”, „gryka jak śnieg biała” i „ciche grusze”, które z rzadka rosną na miedzy, i „pola malowane zbożem rozmaitem, wyzłacane pszenicą, posrebrzane żytem”… to są bardzo swojskie widoki…